W Polsce patrzymy na sprawy związane z efektywnością energetyczną oraz na długofalową politykę energetyczną inaczej, niż dzieje się to w państwach bardziej rozwiniętych, czy nawet w krajach, które do niedawna uchodziły za symbole energetycznego konserwatyzmu jak Chiny czy Stany Zjednoczone. Podejście do energetyki bardzo się tam zmienia - mówi Maria Dreger, ekspert Rockwool Polska.

Efektywność energetyczna - wciąż jest wiele do nadgonienia

Jej zdaniem, w Polsce podejście do efektywności energetycznej zmienia się na lepsze, ale dzieje się to wolno. Większość zmian jest wymuszanych przez ludzi, to są inicjatywy oddolne i obywatelskie. Ludzie widzą coraz większy sens i coraz większą opłacalność inwestycji zwiększających efektywność energetyczną, podchodzą do tego racjonalnie a nie ideologicznie.

 

- To ideologiczne spojrzenie oznacza „węgiel ponad wszystko” czyli ponad zdrowie, ponad rachunek ekonomiczny i ponad zdrową przyszłość - dodaje Maria Dreger.

Przekonuje, że każdy, nawet z najbiedniejsi Polacy, dorzucają do budżetu pieniądze, które zasilają kolejne restrukturyzacje górnictwa, dopłaty i ulgi oraz emerytury górnicze.


Niezdrowe miejsca pracy

- Jako społeczeństwo i jako gospodarka płacimy coraz więcej za to, żeby chronić bardzo niezdrowe miejsca pracy. Rozumiem górników, którzy protestują przeciwko zamykaniu kopalń. Politycy mogliby jednak im zaproponować lepsze miejsca pracy za te same pieniądze i z tych samych środków. Zamiast przeznaczać pieniądze na kompletnie nie przyszłościowy sektor, można je zainwestować w rozwój lepszych miejsc pracy w innowacyjnych branżach. Mieszkańcy tych krajów, gdzie postawiono na rozwój OZE i czystszych paliw dopłacają do tego w swoich rachunkach za prąd, ale dopłacają równocześnie do lepszej przyszłości, szybkiego rozwoju tych technologii, do ich potanienia i do wzrostu ich dostępności. My dopłacając do czegoś, co najlepsze lata ma za sobą, dopłacamy do tego, aby chorować, żyć gorzej i utrzymywać gospodarczy skansen - ocenia Maria Dreger.

 

W jej ocenie polskie społeczeństwo jest coraz lepiej wykształcone, bardziej światłe i czerpie wzorce z innych krajów europejskich. W efekcie coraz więcej buduje się domów, które osiągają znacznie lepsze wskaźniki dot. efektywności energetycznej niż te wynikające z polskich przepisów. I to jest stały trend.

 

Stare domy, duże koszty ogrzewania

Trzeba jednak pamiętać, że ponad polowa Polaków mieszka w starych domach jednorodzinnych, a często nie są to najzamożniejsi ludzie: są to głównie mieszkańcy mniejszych miast i wsi, gdzie pieniędzy nie ma za dużo. Tam domów, które są i które będą jeszcze eksploatowane jeszcze przez kilkadziesiąt lat, nie da się szybko zastąpić nowymi budynkami. Tymczasem każda inwestycja w poprawę standardu energetycznego takiego domu z jednej strony służyłaby społeczeństwu zmniejszając niskie emisje towarzyszące ogrzewaniu tych domów, ale przede wszystkim przekładałaby się na indywidualne korzyści milionów Polaków w dzięki niższym kosztom ogrzewania i poprawie warunków życia. Stałoby się tak, ponieważ zmniejszyłoby się zapotrzebowanie na ciepło, a tym samym byłaby możliwość przestawienia się na paliwa czystsze i wygodniejsze, choć ich cena jednostkowa jest wyższa.

 

- W lepszych, poddanych termomodernizacji domach, koszty ogrzewania - nawet jeżeli trzeba je ogrzewać droższymi paliwami - są niższe - zapewnia Maria Dreger.

 

Przypomina, że aby ogrzać dom zbudowany 20 czy 40 lat temu, którego zapotrzebowanie na energię może wynosić 200, a nawet 300 kWh energii na metr kw. rocznie, to trzeba zużyć duże ilości paliw. Jeżeli tak dom podda się termomodernizacji, to jego zapotrzebowanie na energię, tym samym paliwo, zmniejszy się o połowę albo w nawet w jeszcze większym stopniu.

 

Potrzebna pomoc państwa

- W celu przyśpieszenia działań termomodernizacyjnych niezbędna jest jednak pomoc państwa, także finansowa. Czy lepsze jest wydawanie miliardów złotych na przedłużanie agonii nieefektywnych i nie przyszłościowych kopalń węgla, czy też lepiej wydać pieniądze na poprawę standardu energetycznego budynków? Wtedy okazałoby się, że najtańszy, jeśli mówić tylko o cenie, ale niskokalryczny i bardzo zanieczyszczony węgiel i odpady węglowe w bilansie energetycznym nie są potrzebne, a ludzie ogrzewają taniej, lepiej żyją i są zdrowsi - wskazuje Maria Dreger.


Nowe normy zużycia energii w budynkach

1 stycznia 2017 r. weszły w życie zwiększone wymagania dla nowo budowanych i poddawanych termomodernizacji budynków, co wynika z nowelizacji dyrektywy w sprawie charakterystyki energetycznej budynków. Trzeci etap i jeszcze wyższe wymagania mają zacząć obowiązywać od 1 stycznia 2021 r.

 

Jak ocenia, Maria Dreger, nowe normy obowiązujące od 2017 r. nie są rewolucyjne. Jej zdaniem, to, co się bardzo dobrego wydarzyło przy wdrażaniu tej dyrektywy, to pokazanie z kilkuletnim wyprzedzeniem, jak będą się zwiększać wymagania dot. zużycia energii w budynkach.

 

- Mieliśmy trzy etapy wprowadzania kolejnych wymagań. Pierwszy to rok 2014, drugi 2017 a trzeci to 2021. Dzięki temu uniknięto gwałtownej zmiany, zamiast tego rynek rozwijał się ewolucyjnie, nikogo te wymagania nie zaskakiwały i wszyscy sobie doskonale z nimi radzą - dodaje Maria Dreger.

 

Jej zdaniem przepisy te mogłyby być w minimalnym stopniu skorygowane wobec dużych obiektów użyteczności publicznej. W ich przypadku wymagania zostały przedstawione w bardzo jednorodnej formie, niezależnie od tego, że różne budynki są różnie użytkowane i w związku z tym mogą wykazywać duże różnice w zapotrzebowaniu na energię. Trudno spełnić obecnie wymagania w związku z całkowitym zapotrzebowaniem na energię w obiekcie takim jak basen, dla którego wymagania dot. zużycia energii na metr kwadratowy są identyczne, jak dla obiektu, gdzie wysokość kondygnacji to nie jest 10 metrów a 3 metry, który nie potrzebuje tak dużych ilości ciepła i nie ma tak dużej wilgoci.


Bez rewolucji

- Wymagania dot. zużycia energii w budynkach w Polsce są ustawione na bardzo umiarkowanym poziomie, są bardzo realistyczne, nie wymagają stosowania żadnych wyrafinowanych technologii. Wymagania na rok 2021 nie stawiają nas w czołówce europejskiej, ale nie musimy się też tutaj wstydzić. Wydaje się, że bardzo dobrym i racjonalnym podejściem jest systematyczne zwiększanie tego standardu - ocenia Maria Dreger.

 

W przypadku wymagań, które zostały określone na rok 2021, formalnie jest mowa o budynkach o prawie zerowym zużyciu energii. Poszczególne kraje członkowskie UE miały ogromną swobodę w określeniu definicji budynku o prawie zerowym zużyciu energii.

 

Budynki o prawie zerowym zużyciu energii to obiekty, gdzie trzeba będzie racjonalnie podejść do zapotrzebowania na energię i zadbać o to, żeby to był budynek, w którym straty ciepła i energii są minimalne. Trzeba będzie również wdrożyć rozwiązania zmniejszające zapotrzebowanie na energię przy wentylacji. Może się okazać, że wentylacja grawitacyjna może nie wystarczyć i potrzebna będzie wentylacja mechaniczna, a być może wentylacja mechaniczna z odzyskiem ciepła. Być może część energii w takim budynku będzie pochodziło z produkcji energii we własnym odnawialnym źródle.


Budynek, czyli źródło OZE

- Ważne jest, aby oprzeć się na energii z OZE produkowanej i wykorzystywanej na miejscu, czyli w budynku. W przyszłym prawie europejskim będzie się premiowało małe, lokalne źródła OZE powstające przy budynkach, dzięki czemu ogranicza się straty w przesyle a również oszczędza się zasoby naturalne - podpowiada Maria Dreger.

 

Podkreśla, że na wejście przepisów w 2017 i 2021 r. wszyscy powinni być przygotowani, ponieważ zapowiadano je od dawna.

 

- Oczywiście deweloperzy narzekają, że są to standardy zbyt wysokie ach spełnienie jest kosztowne. Takie narzekania są naturalne, ponieważ dla dewelopera budynek jest elementem planu biznesowego: chce wybudować go jak najtaniej i sprzedać jak najdrożej. Tymczasem ze społecznego punktu widzenia, liczonego zarówno w skali całego kraju, jak i użytkowników indywidualnych, sprawa jest bardziej złożona. Całkowitym kosztem mieszkania czy domu jest suma tego, co trzeba zapłacić za jego budowę lub zakup, a ponadto suma wszystkich nakładów, które przez kilkadziesiąt lat, bo taka jest perspektywa budynku mieszkalnego, trzeba ponosić, aby się dało z niego korzystać - przypomina Maria Dreger.

 

Dodatkowe środki, oszczędności dzięki niskim kosztom eksploatacji właściciele mieszkań przez kilkadziesiąt lat użytkowania, mogliby przeznaczać na coś więcej niż tylko zaspokojenie podstawowych życiowych potrzeb, lepiej służyłyby rozwojowi społeczeństwa i nowoczesnej gospodarki.

 

źródło: wnp.pl